piątek, 12 lipca 2013

What a wonderful world

Enjoy ; )   




 Nie boje się obcych,nie muszę,póki jestem cichą i nikomu niczego nie robiącą jednostką nic mi się nie dzieje,olewam to ,natomiast bardziej od nieznajomych przerażają mnie bliscy, których oczu nie poznaję.
Wujek zmienił się niesamowicie, włosy przypruszone siwizną dodawały mu powagi i te oczy .. zimne i obojętne.
- Witaj w domu Caroline-Wypowiedział cierpko mój krewniak i nieznacznie skinął głową,żadnego przyjaznego uścisku ,uściśnięcia ręki,czegokolwiek, ta profesjonalna bezinteresowność.
   Mówi się że pieniądze nie zmieniają ludzi ,to największe kłamstwo tego świata.Wyobraź sobie że jesteś biedny,cieszysz się z każdego zarobionego grosza i z rozwagą zastanawiasz się co z nim zrobić ,na co wydać.Wczułeś się ?Ok ,no to teraz wyobraź sobie że twoje życie się odmienia, znajdujesz lepszą pracę,stać cię na lepsze rzeczy, twoje marzenia zaczynają się spełniać,wszystko wydaje się być super.
Ok,teraz masz już większą sumę pieniędzy ale wraz z ich pojawieniem się w twoim życiu chcesz ich więcej i więcej i więcej ,pracujesz ciężej i konsekwentnie zbierasz pieniążek do pieniążka. Z czasem to one biorą nad tobą kontrolę i jesteś zdolny zrobić wszystko żeby je mieć ..taki właśnie stał się wujek.
-Mam nadzieję że pobyt w tym domu będzie dla Ciebie korzystny i wyjdziesz na prostą.
Przepraszam bardzo ?Czy ja teraz nie jestem na "prostej drodze" a no tak ,mieszkanie na Brooklinie to dla niego czysta gangsterka ,ok przemilczę to.Odchrząknęłam by mój głos nie drżał, a drżałby mi na pewno,gdy jestem przejęta albo zdenerwowana piszczę niemal falsetem, to ponoć rodzinne.
- Dziękuję że zgodziłeś się bym tu zamieszkała, to .. wiele dla mnie znaczy.-Przez chwilę widziałam pewną nutę współczucia w jego oczach i pomyślałam że nie jest taki zły,lecz chłód jego oczu powrócił gdy zwrócił się do mnie.
- Drogie dziecko,jesteśmy rodziną ,a rodzina powinna się wspierać mimo wszystko, to straszne że Wendie nie żyje, to był dla mnie straszny cios.
Akurat,kłamiesz, nigdy nie obchodziło cię co się z nami dzieje ,a tym bardziej jak czuje się mama.
- Wciąż nie mogę uwierzyć że już jej nie ma - Usłyszałam swój cichy głos i poczułam piekące łzy pod powiekami,ale dzielnie je przezwyciężyłam, obiecałam mamie że nigdy nie będę płakać i obietnicy dotrzymam.
- Cóż .. więc skoro masz teraz tu mieszkać to musisz przystosować się do naszego stylu życia, dziś wieczorem wyjeżdżam do Londynu w interesach i zostajesz z Zaynem który pokaże ci dom i pozwoli ci się za klimatyzować.. to wszystko.
WTF ? To wszystko ? Czy ja byłam na jakiejś audiencji ,a pan i władca pozwolił mi się oddalić no kurcze blade, jeszcze nigdy nie poczułam się tak niezręcznie.
-Aha , John ,nasz kamerdyner zaprowadzi cię do Twojego pokoju, miłego dnia.
  Posłałam wujkowi krzywy uśmiech i wyszłam z gabinetu w którym prowadziliśmy naszą przyjemną rozmowę ,mój Boże skąd we mnie tyle ironii ?
Rozejrzałam sie po wielkim korytarzu i dostrzegłam swoje walizy na których bezczelnie siedział Zayn,uhh no tak, on to dopiero jest okropny.
- No witam witam ,jak się czujemy ?Kopciuszek dostał nową szansę od losu ?- Brązowooka gnida denerwowała mnie od zawsze,więc opcja mieszkania z nim pod jednym dachem to jakiś koszmar.
- Ooo widzę macocha już jest - złożyłam ręce na piersi i ruchem podbródka wyraźnie podkreśliłam o kim mówię.Chłopakowi nie spodobało się to i w odpowiedzi tylko pokręcił głową.
- Zadziorna jak zwykle ,myślę że życie z tobą to mordęga.
- Oh zamknij się ,ty mnie wcale nie znasz. Na moje słowa Zayn wstał i zaczął mnie okrążać jak na jakimś kurwa przesłuchaniu.
- Znamy się doskonale Caroline ,czy to nie biedna dziewczynka z Brooklinu której tatuś zgnił w więzieniu a mamusia umarła ,czy to nie osiemnastoletnie ziółko wielokrotnie złapane na drobnych kradzieżach ,a co najlepsze czy to nie nasza rodzinna ćpunka .Jego słowa strasznie zabolały,zwłaszcza że wymawiał je z taką kpiną że aż czułam jego niechęć która jakby przyciskała mnie do zimnych ścian tego cholernego domu którego zdążyłam w tak krótką chwilę znienawidzić.
- Jesteś świnią Zayn ,tylko tyle ci powiem.

**

  Mój pokój był bajeczny jeżeli o to chodzi ,ciemna dębowa i mocno postarzana podłoga przykryta ciemnym ciężkim dywanem ,jasnobłękitne ściany ,parapet z wbudowanym siedliskiem na którym w nocy można obserwować niebo i wysoki czarny sufit w wzory wiktoriańskie, wisienką na torcie był wielki żyrandol z kryształków swarovskiego. Dwoje drzwi naprzeciwko wielkiego łóżka prowadziły do garderoby i wielkiej łazienki z piękną biała wanną na środku. Piękną wanną ?
Caroline jesteś naćpana ? 
  Jedni marzą o najnowszych telefonach, zupełnie nie potrzebnych gadżetach, drogich ubraniach a ja właśnie marzyłam o takiej właśnie łazience ze swoją własną wanną i jasnymi ścianami, tak wiem jestem dziwna.Całe popołudnie spędziłam na wypakowywaniu sterty ciuchów, ulubionych książek których nie miałam serca zostawić w starym mieszkaniu ,zdjęć rodziców które przypominały mi o radosnej przeszłości zanim zaczęły się wszystkie problemy.Na dnie jednej z walizek znalazłam ulubiony sweter mamy, ciemny norweski sweter który kupiłyśmy z mamą w ferie zimowe na jednym z targów w soho* w Londynie.
Nie zastanawiając się naciągnęłam go na swój jasny tiszercik i wciągnęłam w nozdrza zapach tak drogiej mi osoby.Czy przytulasz swoją mamę ?Na pewno..wiesz więc jak pachnie jej skóra, jaki zapach się wokół niej unosi.Moja mama pachniała wanilią i ciepłem ,tak ciepłem.
To pierwsze słowo które przychodzi mi na myśl, więc następnym razem przytulając swoją mamę spróbuj zapamiętać jak najbardziej jej zapach i dotyk i pomyśl jak ona bardzo cię musi kochać ,jesteś szczęściarzem jeżeli możesz to czuć.
  Po całkowitym uprzątnięciu swoich rzeczy zgłodniałam więc boso potruchtałam na parte gdzie jak powiedział mi john znajdowała się kuchnia. Po kilku minut błądzenia dotarłam do wielkiego pomieszczenia z niezliczoną ilością szafeczek i dużą srebrną lodówką.Kilkoma krokami dotarłam do schowka na żywność i otwarłam go z rozmachem ,oo panie.. moja ziemia obiecana.
Podsunęłam jedno z krzeseł pod lodówkę i siadając na nim zaczęłam szukać czegoś do jedzenia,w domu zawsze tak robiłam ,mama nawet nie miała siły na pouczającą gadkę w tym temacie, po prostu był to mój nawyk.Włączyłam radio stojące nieopodal i lekko się kiwając smarowałam chleb masłem i jakąś pysznie pachnącą pastą na kanapki ,oczywiście dokonywałam tej czynności w lodówce, tak wiem już mówiłam że jestem dziwna.
Delikatnie ruszałam biodrami w rytm płynącej z głośników ponadczasowej piosenki mojego idola , Louisa Armstronga - What a wonderful world, czy to nie ironia ?
- Jesteś totalną dzikuską Carr.Nawet nie musiałam się odwracać ,wiedziałam że Zayn nie da mi spokoju dopóki się stad nie wyniosę i byłam gotowa na walkę która przez najbliższe kilka miesięcy będzie się bez wątpienia toczyć.
- Dziękuję Zayn za ten wspaniały komplement.- Odparłam wyjmując bananowy nektar  z najwyższej półki lodówki, mój przysmak.
- O nie ,ten sok jest mój - Zayn próbował zabrać mi moja przepyszną zdobycz na co ja pogroziłam mu kanapką patrząc na niego z lekkim rozbawieniem.
- Tak się składa ,że nie jest nigdzie podpisany.- Syknęłam połykając kęs jedzenia którym miałam ochotę opluć Zayna ,tak po prostu .
- Ale ja go lubię, a poza tym to ostatni karton.
- Twój problem. 
- Nienawidzę cię Caroline.
- Za to że zabrałam twój ulubiony napój ?Jesteś żałosny.
- Nienawidzę cię za ogół, za wszystko. - Słowa chłopaka zabolały mnie totalnie,wiedziałam że przecież nie każdy mnie musi lubić ,ale żeby o tak błahy powód mówić ludziom coś takiego.Bez słowa odstawiłam karton na blat obok brązowookiego i wyminęłam go bez słów ,po prostu czułam że zaraz coś we mnie pęknie a ja złamię daną mamie obietnice.


*soho - dzielnica Londynu 


Mam nadzieje że moje opowiadanie przypadło Wam do gustu ,będzie w nim zawarte wiele osobistych wątków z mojego życia. Piszę bo lubię ,tak wyrażam siebie i wylewam na papier , a w tym przypadku na klawiaturę uczucia które we mnie drzemią .



poniedziałek, 1 lipca 2013

Prolog

 Trzymając w dłoniach ostatnie walizki patrzyłam na ogromny budynek który do mojej pełnoletności staje się moim nowym DOMEM
Czaicie tą ironię ?
Przed dwoma miesiącami straciłam swoją matkę ,zmarła na raka i od tej chwili jestem skazana na łaskę lub niełaskę mojego wuja Davida i jego rozpuszczonego jak dziadowski bicz ,przybranego syna którego znałam z rodzinnych uroczystości, totalny drań.
Całe moje życie nabrało ogromnego rozpędu ,niezła jazda bez trzymanki. A czy ktoś zainteresował się moimi uczuciami ?Ostatnie dwa tygodnie to przepychanie mnie z jednego domu do drugiego.
- Tu będziesz spała dziś ,a u mnie możesz jutro ..
Znasz to powiedzenie ,że masz wprost proporcjonalnie tylu przyjaciół ile wynosi Twoje szczęście ,jednak kiedy pojawiają się jakiekolwiek problemy, z tym wszystkim zostajesz zupełnie sam ?
Ooo tak ,przez ostatni czas doświadczyłam tego wszystkiego, nawet nie macie pojęcia jak bardzo czuje się niechciana.
A to tak cholernie boli ..
Spokojnie, nie zwracajcie na mnie uwagi ,umrę tu sobie w samotności, włóżcie mi do trumny mojego iPhona i jakąś ciekawą książkę.
 Otrząsnęłam się ze swoich gorzkich ,ale jakże ironicznych myśli i przestąpiłam próg wielkiej, kutej bramy i znalazłam się na terenie posesji wielkiej jak Central Park ,no może lekko przesadziłam ,ale tylko troszeczkę. Zlustrowałam wielki podjazd na którym zaparkowane było auto o jakiejś przecudownej marce, nie znam się ale wyglądało na ekskluzywnie drogie.
- Takim to się żyje ..
Dociągnęłam swoje walizki pod marmurowe? schody i zobaczyłam przystojnego bruneta opierającego się nonszalancko o framugę drzwi ,obserwował mnie z rozbawieniem i błyskiem ironii w swoich ciemnych oczach. Ani widziało mu się pomóc mi z tymi walizami .
- Good morning sunshine , welcome to hell .

Nienawidzę tego ślicznego skurwysyna





Zwiastun opowiadania :